Ten koncert miał miejsce w praskim klubie „Chmury” pod koniec ubiegłego roku, ale nie da się go zapomnieć, bez streszczenia jego przebiegu i bez przytoczenia opowieści, które snuli potem muzycy grup Hukoskop, Duszno i Milczenie. „Chmury” to aktywna, undergroundowa klubokawiarnia, jak sama się przedstawia w sieci, mieszcząca się – obok klubów „Hydrozagadka” i „Skład Butelek” – przy ulicy 11-ego Listopada 22. Tworzy go stylowa „poczekalnia” z barem, wypełniona mebelkami rodem z „Desy”, mnóstwem kwiatów i lamp w stylu retro, słabo oświetlających ściany obwieszone fotosami i zdjęciami z serialu „Twin Peaks”. Wszystkiego „pilnuje” biały manekin, zapraszający do drugiego pomieszczenia, o podobnych gabarytach, będącego salą koncertową. To oczywiście duże słowa, bo miejsca nie ma wiele, jest mała scena, mała, wydzielona reżyserka i małe przedscenie, skąd można się dostać do szatni.
24-ego grudnia, o godz. 20.00, na deskach pojawił się białostocki Hukoskop. „Zespół powstał na przełomie 2022 i 2023 roku, pierwsze kilka miesięcy spędziliśmy na zbieraniu i szlifowaniu materiału, w sierpniu 2023 zagraliśmy debiutancki koncert oraz zaczęliśmy pracę nad naszą pierwszą EPką, którą wydaliśmy w styczniu 2024. Skład w tamtym momencie wyglądał następująco: Dawid (wokal/gitara), Marcin (gitara), Grzegorz (bas) oraz Tomek (perkusja). Hukoskop obecnie to: Dawid, Marcin oraz Mikołaj (bas) i Alek (perkusja)”, mówią o sobie, analizując przeszłość.
Kiedy zaczęli grać, poczułem się, jakbym przeniósł się do I poł. lat 80. Powiało cold wavem, kiedy perkusista uderzał w werbel, wydający brzmienie podobne do tego, jakie emitował Kevin Haskins, kiedy grał w Bauhaus. Czuję gitarowe wibracje rodem z Joy Division, The Cure i Echo & The Bunnymen. Piękne. Wokalu jest niewiele, jest słabo słyszalny, ale tak ma być, skoro muzycy ze zwieszonymi głowami, patrzą w ziemię. Shoegaze? „Kompozycyjny minimalizm i surowe brzmienia były zamierzone. Z początku większość utworów, które szlifowaliśmy miały mocno post punkowy charakter, chcieliśmy tego uniknąć i zwróciliśmy się w stronę noise rockowych aranżacji. Z wyżej wymienionych artystów to Joy Division i The Cure miały na nas największy wpływ podczas tworzenia materiału na „Słońce Spaliło Spokój”.
Myślę, że raczej mamy dosyć naturalne podejście do tworzenia kompozycji i rzadko narzucamy sobie formy w jakich ma być określony utwór. Większą uwagę skupiamy na brzmieniu niż na strukturze piosenki, chociaż z reguły najpierw powstaje instrumentalna wersja utworu a dopiero później dodawany jest do niego wokal. Myślę, że dla nas muzyka jest ważniejsza niż tekst i większą uwagę przykładamy na przelewaniu i wywoływaniu przez nią określonych emocji. Co do samego tekstu to uważam, że nieważne o czym jest a ważne w jaki sposób jest zaśpiewany”.
Zgadzam się, sama ich muzyka robi ogromne wrażenie, co potwierdza jeden instrumental, który zagrali po świetnej kompozycji „Nie mogę wyspać się”, podczas której przy mikrofonie stanął także Marcin. Mając w pamięci ich debiutancką, wydaną rok temu, 7-utworową EP-kę, trudno nie zapytać o nową rejestrację, prawda? „Jesteśmy na etapie kompletowania materiału, kolejne nagranie będzie miało podobną długość jak Słońce Spaliło Spokój, więc będzie to długa EPka/krótki LP. Nowy materiał powinien pojawić się w tym roku. Na pewno pojawi się na CD, chociaż chcielibyśmy wydać także kilka sztuk na kasetach magnetofonowych, które przeżywają obecnie swój renesans”.
To fajnie, bo gotowi rozpaść się przed rejestracja. Bo jak mówią: „Hukoskop jest dodatkiem do naszego zwykłego, szarego życia. Zazwyczaj gramy na zaproszenie, rzadko podejmujemy się organizacji na własną rękę, jesteśmy nieznanym zespołem z Białegostoku, więc wszędzie (no może poza Warszawą) mamy daleko, stąd obawy, że będziemy musieli dokładać do organizacji własnych koncertów”.
Ta wiadomość zasmuciła mnie na tyle, że nawet nie zauważyłem, jak na scenie pojawił się kolejny bend, stołeczne Duszno, pod wodzą – ubranej w białą spódnicę i żakiet, pełną życia, radości – ‘Kaś’ Katarzynę. Czy to pasuje do shoegaze? Odpowiada: „Przyznam że prywatnie jestem beznadziejna w byciu tajemniczą. Na scenie czuję że żyję pełnią życia, i tak muszę się hamować, żeby się nie szczerzyć cały czas. Raczej nie umiem klasycznie patrzeć się w buty i śpiewać tylko o melancholijnym smutku. W tekstach lubię wprowadzać różne nastroje i emocje, bo chcę by ktoś słuchając naszych piosenek poczuł się zrozumiany. Moje teksty opowiadają historię o kimś kto dopiero uczy się szczęścia, zaczynając od smutnych piosenek (“Lawina”, “Papierki i okruszki”) kończąc tymi weselszymi (“Pelagia”, “Babie Lato”). Chcę wzbudzić w słuchaczach nadzieję na lepsze jutro.
Piszę piosenki po polsku bo lubię czuć silną relację między mną a tekstem. To też moja dziwna forma patriotyzmu.
A moje przebranie? Koncert się odbył równo tydzień przed wigilią więc chciałam wyglądać jakbym grała w jasełkach”.
Wszystko wskazywało, że to ona jest szefem, ale Piotr szybko wyprowadził mnie z błędu: „Duszno powstało z mojej inicjatywy, późną zimą 2023 roku. Około rok wcześniej wróciłem do grania po kilkuletniej przerwie i z nową motywacją, dzięki mojej przyjaciółce perkusistce, która zaraziła mnie swoją pasją. Po pewnym czasie poczułem się pewnie ze swoimi umiejętnościami i postanowiłem poszukać osób, z którymi mogę pograć. Z pomocą przyszedł Internet. Na pierwszych próbach z obecnego składu obecni byli Robert (drugi gitarzysta) i Mateusz (perkusja). Na basie grała z nami Ula a po kilku miesiącach dołączyła do nas Karolina na wokalu i w tym składzie nagraliśmy pierwsze EP. Gdy Ula wyprowadziła się do Słowenii zastąpił ją Jan. Z Karoliną postanowiliśmy rozstać się w marcu 2024 z powodu różnic artystycznych i wtedy dołączyła do nas Kaś.
Co do naszej przeszłości muzycznej, to z każdym jest inaczej. Dla mnie to pierwszy zespół i nie mam żadnego formalnego wykształcenia. Robert udziela się też w zespole coverującym the Cure i jest po szkole muzycznej. Jan grał już na basie albo gitarze w kilku zespołach – ostatnio w Psyhoes, obecnie też w Nameless Creations. Mateusz też udzielał się w kilku projektach, ale raczej hobbystycznie. Kaś wcześniej grała w zespole Lukier‘’.
Duszno zagrało na koncercie 9 numerów, na bis powtarzając kompozycję „Meduzy”. Przez ten cały czas wzburzona nowa fala, sieczona chłodem cold wave i gwałtownością post-punka,, z trudem oddawała pole dream popowi, etykiecie, jaką przyklejono zespołowi w sieci. A jak jest naprawdę, mówi Piotr: „Każdy z nas ma inne doświadczenia czy inspiracje, więc w miksie zawsze znajdzie się trochę post-punkowych inspiracji. Kilku z nas jest fanami the Cure i trochę tego wpływu rzeczywiście czasem czuć w naszej muzyce. Na pewno tej inspiracji więcej było na [EP-ce] Washed Ashore z racji wokalu Karoliny.
Tak jak większość gatunków alternatywnego rocka shoegaze historycznie czerpie sporo z post-punku. Slowdive został nazwany po jednej z piosenek Siouxsie and the Banshees. Naturalnym jest więc, że słuchacze post-punku będą wyłapywać takie czy inne referencje”.
Na to Kaś: „W Duszno kocham to jak szerokie są nasze inspiracje. Każdy z nas w sumie wychował się na czymś innym i coś innego gra nam w sercach. Ja na przykład dużo czerpię z muzyki pop, a moje największe muzy to Bjork, Aurora i Magdalena Bay. A jak byłam młodsza to marzyłam by być jak Kim Deal (The Breeders i Pixies)”. Tutaj do dyskusji dołącza także i Robert: „Jestem wychowany na muzyce przede wszystkim gitarowej i w dużej mierze zawdzięczam swój gust mojemu tacie, który jako pierwszy wystawił mnie od bardzo młodego wieku na wpływ takich zespołów jak uwielbiani przeze mnie Beatlesi, Floydzi czy nawet Muse, które miało ogromne znaczenie dla mnie w podstawówce. Między innymi dzięki ich riffom nauczyłem się grać na gitarze. Oczywiście od wieku pięciu lat poszerzyłem odrobinę swoje zainteresowania muzyczne ale nadal pociąga mnie odwaga, wolność w wyrażaniu siebie, granie muzyki dla siebie, nie żeby wpasować się w trendy, co (przynajmniej do pewnego czasu) reprezentowały te zespoły. Aktualnie jednym z najczęściej słuchanych przeze mnie artystów jest King Gizzard and the Lizard Wizard, który daje mi wiarę w to, że trzeba robić to z serca i nie bać się tego, co we mnie siedzi”.
Na koncercie wszystkie utwory Duszno miały polski tekst, kiedy EP-ka z 2023r. „Washed Ashore” była anglojęzyczna. To dobry wybór i pasuje do obecnego oblicza zespołu. Utwór „Papierki i okruszki” pochodził z nowej sesji, bo „Chwilę przed koncertem skończyliśmy nagrywać cały album u Kuby Korzeniowskiego w Zamiostudio. Na razie planujemy pokazać światu kilka naszych kawałków i mamy nadzieję że już w tym roku album ujrzy światło dzienne”. A Robert dodaje: „W sieci najprawdopodobniej ukaże się najszybciej, jednak jako wielki fan mediów analogowych, a szczególnie winyli, zależy mi na tym żeby przenieść nasza muzykę też na nośnik fizyczny. Od zawsze uwielbiałem kolekcjonować płyty, zaczynając od CD jako dziecko, a teraz skupiając się na winylu. Jest w ich niedoskonałości i ograniczeniach coś magicznego dla mnie, co tracimy w dobie streamingu. Zdecydowanie częściej posłucham z pełną uwagą, w całości płyty na winylu, niż na Spotify. Nie mamy na razie konkretnych planów na fizyczny nośnik, ale jak tylko nadarzy się możliwość to z niej skorzystamy”.
Wszystko fajnie, ale zastanawiam się, dlaczego – w takim razie – oni tak rzadko grają. Przeglądałem Internet i nie byłem zachwycony. Kaś: „W zeszłym roku rzeczywiście niedużo graliśmy. Ale to głównie dlatego że zrobiliśmy totalnego fikołka. Ze wszystkim Nowy skład, nowe piosenki, nagrywanie… Sporo tego. Ale już jesteśmy zwarci i gotowi na więcej koncertów”. Włącza się Piotr: „Dodałbym do tego, że jesteśmy jeszcze na początku naszej kariery i budujemy dopiero pewną bazę słuchaczy, a shoegaze nadal pozostaje dosyć niszowym gatunkiem. Małe kluby są więc realnie miejscami, które możemy wypełnić i stworzyć w nich fajną atmosferę. Oczywiście chcielibyśmy, żeby był to tylko start w kierunku większych miejsc! W ogóle mówiąc o scenie niezależnej, utrzymywanie się z muzyki jest przywilejem dla nielicznych artystów przebijających się do mainstreamu. Dla nas i pewnie dla wszystkich artystów z którymi graliśmy na koncertach jest to pasja i bardzo ważna część naszego życia, ale każdy z nas co rano wstaje do pracy bądź idzie na uczelnie. Mamy nadzieje się rozwijać i przyciągać coraz więcej słuchaczy, super byłoby znaleźć się po tej drugiej stronie. Na razie liczymy po prostu na to, że nasza muzyka będzie ważna dla ludzi, którzy nas słuchają”.
To dla mnie zrozumiałe, choć po reakcji publiczności w „Chmurach” widać, że powinniście zintensyfikować swoje działania, być przebojowymi, by nie zniknąć w masie podobnych brzmień i zespołów. Piotr na to: „Myślę, że z każdym koncertem jesteśmy bardziej pewni siebie i możemy sami lepiej się bawić razem z publicznością. Chmury w ogóle są fajnym miejscem, które jest bardzo otwarte na organizacje koncertów przez nowych artystów z Warszawy i nie tylko, ma też swoją renomę na polskiej scenie niezależnej. Gdy mieszkałem w Poznaniu Chmury były jednym z niewielu miejsc w Warszawie, które kojarzyłem. Nie był to nasz pierwszy raz w Chmurach, nie będzie też pewnie ostatni”. A Kaś dodaje: „Chmury są dla mnie jak drugi dom, zawsze wpadnę na kogoś znajomego albo poznam kogoś nowego. To takie bezpieczne miejsce, szczególnie jak się gra. A co do występów to już mamy kilka w planach. Kraków w marcu (28-ego w drukarni) i kolejny koncert w Warszawie w maju. Jesteśmy też w trakcie załatwiania koncertów w Trójmieście i w Poznaniu”.
Może znowu zagrają w „Chmurach”?
Zgadzam się, że atmosfera w tym klubie jest niepowtarzalna, jedna jedyna. To dzięki niej było tak przyjemnie i – z niemałym podekscytowaniem – oczekiwać ostatniego bohatera wieczoru – krakowsko-warszawskiego duetu Milczenie.
Mówi Dawid Kowalik: „W zasadzie Milczenie powstało w 2021 roku. Choć przyjaźnimy się trochę dłużej i od pewnego czasu planowaliśmy zrobienie czegoś wspólnego, to potrzeba było żartu, aby ta współpraca doszła do skutku. Wszystko zaczęło się od nawiązania do płyty zespołu Furia – Księżyc Milczy Luty. Zespoły o adekwatnych nazwach: Księżyc oraz Luty poszukiwały zespołu o nazwie Milczy bądź Milczenie do domknięcia zestawu. Był to punkt, w którym jednogłośnie pomyśleliśmy “Robimy!” i na potrzeby wspólnej trasy zaczęliśmy tworzyć. A w zasadzie od razu, spontanicznie, spotkaliśmy się, by nagrać naszą debiutancką, improwizowaną EP. Okazało się, że mamy wspólną wizję, naturalne zgranie a przede wszystkim, ogrom przyjemności z samego tworzenia razem. Od tego czasu konsekwentnie rozwijamy swoją twórczość”.
Matthias Tschaplinsky wtrąca: „Ze swojej strony dodam, że bardzo dokładnie pamiętam ten dzień, czy raczej wieczór, kiedy to Dawid pokazał mi relację naszego znajomego z zespołu Luty, że “jest Księżyc, jest Luty, brakuje milczenia”. No i jak Dawid wspomniał, od razu postanowiliśmy, że albo my, albo nikt inny. Tak więc, można powiedzieć, że wszystko zaczęło sie od żartu. Reszta, to już historia”.
Cały spektakl, który był ich dziełem, robił niesamowite wrażenie. Pasjonowałem się muzyką noise w latach 90., więc z ogromnym zainteresowaniem odbierałem polskiego przedstawiciela tego nurtu. Scenografia współgrała z hałaśliwymi dźwiękami, dobywanymi z instrumentarium przez Dawida: „Jeśli chodzi o instrumentarium, to u źródła wszystkiego jest gitara, która poza prowadzeniem melodii i tworzeniem ścian dźwięku, jest podstawowym źródłem dla setupu elektronicznego. Elektronika, która harmonizuje się do sygnału i dynamiki gitary, pochodzi z software’owych syntezatorów, efektów, looperów granularnych. Całość konfiguracji elektronicznej, jest sterowana kontrolerem nożnym, który przełącza warianty efektów, synthów, a poza tym wyzwala dźwięki perkusyjne i steruje wizualizacjami. W przeszłości graliśmy bez laptopa, ale do realizacji nowego materiału, potrzebowaliśmy narzędzi o szerszej palecie brzmień i większej dynamice we wprowadzaniu nagłych zmian, kontrastów. Wprowadziliśmy też wokal, co przyszło dość naturalnie wraz z bardziej strukturalnym podejściem do muzyki. Chcieliśmy wpleść tekstową narrację do naszej twórczości od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz pojawiło się na nią miejsce. Wszystko co dzieje się na scenie, jest zagrane na żywo, nie korzystamy z sampli, gotowych podkładów, gramy w pełnym tego słowa znaczeniu”.
Jednak to wszystko nie robiłoby takiego wrażenia, gdyby nie Matthias i jego instrument: „No więc gram na gitarze i mam trochę efektów pod nogami, którymi uwielbiam się bawić. Natomiast, jeżeli chodzi o komponowanie, to za wiele nie powiem. Mam to szczęście, że współpraca z Dawidem to proces kiedy bardzo często pomysły same przychodzą mi do głowy. Jeżeli nie ma chemii, to nie próbujemy robić czegoś na siłę, bardzo ważnym jest dla nas ten organiczny vibe. Stąd, pierwsze EP, nagraliśmy w niecałe 30 min. Trochę podobnie było z naszym ostatnim LP, pomysły po prostu same cisnęły się na ręce i tak to szło”.
Moim zdaniem, taka twórczość nie tworzy się znikąd, potrzebne są fascynacje, pasje, kultowi artyści. Dla mnie to Atrax Morgue, Namanax, Gore
Beyond Necropsy, Masonna i Merzbow, a jak z tym jest u nich? Dawid: „Nie są to dla nas zespoły obce, szczególnie, że obaj mamy też swoje osobiste, bardziej noise-owe projekty. Z naszych inspiracji w Milczeniu, z tego świata, najbliżej nam do Yellow Swans, Ramleh, Kleistwahr, Uboa czy Kazuma Kubota. Czerpiemy bardzo szerokiej palety – zarówno z muzyki bardziej gitarowej jak The Angelic Process, Sunn O))), Amenra czy Deafheaven jak i z współczesnej elektroniki ambientowej i eksperymentalnej, jak Abul Mogard, Roly Porter, FITNESSS, Vanity Productions, Paul Jebanasam. Moglibyśmy wymieniać w nieskończoność, bo przekrój inspiracji jest bardzo szeroki”.
A Matthias dodaje: „Ze swojej strony zacznę trochę na przekór, bo pomimo osobistej fascynacji, bardzo chciałem uniknąć kopiowania Sunn O))). No nie ma nic gorszego, niż rozkręcić przester czy innego fuzza, nawalić delaya albo i pięć, rozkręcić feedback i zostawić to na godzinę i jest, wielka ściana drone’a. Z drugiej strony, jak lubię Earth, to tu się nie udało (hehe) i nie powiem, miło jest usłyszeć czasem porównania do nich.
Ale tak, z mojej strony jako inspiracje to głównie muzyka gitarowa, jak właśnie The Angelic Process, Corrections House, Morphine czy Boards Of Canada”.
Jak coś jest w sieci o Milczeniu, to towarzyszy temu etykietka „ambient”. To podgatunek noise, ale delikatniejszy, raz bardziej zwiewny, raz bardziej mroczny, a przecież Milczenie gra o wiele ostrzej.
Dawid na to: „Na pewno “zekstremalizowanie” brzmienia nie było nigdy celem samo w sobie. Cięższe elementy przewijały się już, szczególnie w naszych występach, oraz pojawiły na przykład w “III”. Na albumie chcieliśmy wprowadzić dużo większą różnorodność, dynamikę, stąd pojawiło się też więcej hałasu, ale też elementy perkusyjne, glitch, wokal”.
Muzyka to jedno, jednak cały spektakl w dużej mierze zależy od scenografii. Są wiec dymy, maszynka emitująca bańki, obrazy rzucane na ścianę, a nawet koszula Dawida, będąca lekko w stylu hawajskim. To wszystko czemuś służy, jest przemyślane, czy tak? Tutaj pierwszy przychodzi z wyjaśnieniem Matthias: „Jeżeli chodzi o scenografię, to dla mnie najważniejsza jest możliwość jak najbardziej transparentnego przekazania muzyki. Stąd, niejednokrotnie odsuwam się w cień czy stoję z tyłu sceny, a jeżeli mogę się schować w dymie to czuję się najlepiej. Aczkolwiek jeśli chodzi o dym, to uważam, że często jest nam on pomocny, żeby móc odciąć słuchaczy od świata zewnętrznego, by na swój sposób doświadczyli tego, co gramy”.
Wszystko gut, ale skąd w tej całej sonicznej bombie miejsce na kolor różowy? Na to Matthias: „ A jeżeli chodzi o kolor różowy to jest on absolutnie über, najważniejszy. Tak jak sam kolor może być w jakimś stopniu zaskoczeniem, tak operowanie pewnymi przeciwieństwami czy niespójnościami, już wpisuje się w “standardy” noise’owe. Nie mniej, kolor po prostu do nas “przyszedł”. Natomiast jeżeli chodzi o treść, to może poza III, interpretację pozostawiamy naszym słuchaczom”.
Teraz włącza się Dawid: „Kolor różowy przyszedł do nas zupełnie instynktownie od samego początku. Nasza twórczość jest pełna emocji, przeżywamy każdy występ. Jest w naszej muzyce dużo wrażliwości, nadziei, pragnień. Dużo bardziej myślimy o niej jako o poruszającej, nie ciężkiej czy ekstremalnej. Warstwa estetyczna – bańki, wizualizacje, dym, makijaż – mają za zadanie tworzyć jak najbardziej immersyjne doświadczenie, pozwolić poczuć różnymi zmysłami, przeżyć chwilę – “Oddychać częstotliwością. Wyleczyć się z czasu””.
Domyślam się, że tego rodzaju spektakl da się stworzyć i zrealizować tylko w kameralnych, klubowych warunkach, prawda? Mówi Dawid: „Nie da się ukryć, że muzyka, którą gramy, jest dosyć niszowa, i wydarzeń, powiedzmy
“w naszym stylu” nie ma tak wiele. Tak czy inaczej, odnajdujemy się w każdym kontekście, zarówno grając na wydarzeniach bardziej metalowych, jak i na elektronicznych. Reakcje jakie nas spotykają są bardzo pozytywne, praktycznie zawsze po koncertach ktoś z publiki podchodzi porozmawiać, wygląda na to, że udaje nam się wywołać w ludziach emocje, czasem otworzyć horyzonty na inną twórczość”.
Podobnie uważa Matthias: „Zgadza się. Mnie osobiście podoba się ten stan rzeczy. Uważam, że raczej pasujemy do małych trochę dusznych i ciemnych piwnic, niż wielkich scen. Takie jest łatwiej zadymić i stworzyć odpowiedni nastrój.
Natomiast, jeżeli chodzi o organizację koncertów, to paradoksalnie, nie jest to trudne czy wymagające. No więc, praktycznie zawsze jest ktoś, kto podejdzie, porozmawia, zagada i jest to niesamowicie budujące. Raz nawet się zdarzyło, że przyjaciel mi doniósł, że komuś się bardziej podobał nasz występ niż gwiazdy wieczoru! Ale nie to jest najważniejsze, najbardziej się dla mnie liczy to, że są osoby, które chcą przyjść i nas posłuchać. Zawsze powtarzam, że nawet jeśli przyszłoby nam grać dla jednej osoby, to zagramy dla niej, bo nie ma nic cenniejszego niż czyjaś uwaga”.
Właśnie. Kiedy słuchałem muzyki noise z płyt zastanawiałem się, jak wyglądają koncerty, jak publiczność jest w stanie je wytrzymać, a jeszcze przeżywać, odreagowywać, kiedy ze sceny płynie lawina sprzężeń i hałasu. Kiedy zobaczyłem i usłyszałem Milczenie – zrozumiałem. Dawid na to: „To jest właśnie ta immersywność, o której wspominaliśmy, chcemy przytłaczać, ale nie tylko głośnością, hałasem, zależy nam na głębi przekazu, ładunku emocjonalnym”. A Matthias dodaje: „Dzięki! Bardzo miło to słyszeć! Z mojej strony dodam, że kilkukrotnie zdarzyło mi się dostać rykoszetem naszej twórczości i sam leżałem na deskach.
Ale wracając do sedna, to co napisałeś jest absolutnie najistotniejsze! Że przeżywałeś to, co się działo na scenie, że Ci sie to podobało. Nie skłamię, jeśli powiem, że jest to dla mnie największa nagroda!”.
A nagrodą dla mnie byłaby wreszcie pełnometrażowa Wasza płyta. Na razie macie opublikowane dwa single, co dalej? Dawid: „Planujemy fizyczne wydanie, dużo zależy od tego, jakie możliwości będziemy mieć.
Winyle i kasety jak najbardziej nas interesują, szczególnie, że same w sobie są doskonałym przedłużeniem naszej kompletnej warstwy estetycznej.
W tej chwili jesteśmy przede wszystkim skupieni na wydaniu albumu. Planujemy release party, gdy tylko dopniemy wszystkie szczegóły. Następnie chcemy grać ten materiał, możliwie przed jak najszerszą publiką :)”.
A Matthias: „Nie jestem jakimś dzieckiem lat 90-tych, żeby robić jakieś wielkie zestawienie nośników, ale kasety to chyba mój najbardziej ulubiony nośnik. Winyl jest super, ale za bardzo sie z nim trzeba cackać. CD świetnie się sprawdza w samochodzie. Zresztą, ja uwielbiam słuchać muzyki, a nie nośnika (choć, to też ma czasem znaczenie).
Obecny album chcemy wydać na fizykach, ale że nie jesteśmy jakąś wielką nazwą, to też nie porywamy się na słońce i na razie planujemy właśnie kasety/CD, z winylami się zobaczy potem”.
Trzymam Was za słowo i jeszcze raz dziękuję wszystkim trzem wykonawcom za wspaniała imprezę, która miała miejsce w „Chmurach” i którą wspominam do dzisiaj.
Ryłkołak
[koncertowe zdjęcia zespołów – Zwolpa]
-
- Zdjęcie tytułowe” Milczenie
—————————————————————-
Milczenie/EPK:
https://drive.google.com/drive/folders/1GWTgClvlrCD3teYmWgskl-V4Ib5GlZaJ
Links:
https://milczenie.bandcamp.com
https://www.youtube.com/@milczeniejestwieczne
https://www.facebook.com/mil.cze.nie.mil.cze.nie
https://www.instagram.com/mil.cze.nie

