„Na Stykach” #03 – Kobiety, które nie pytają o zgodę

Niektóre artystki nie pytają, czy mogą wejść. Nie czekają, aż ktoś otworzy im drzwi. Wchodzą same – czasem szeptem, czasem z przytupem – ale zawsze tak, jak chcą. I kiedy już są na scenie, nie da się ich zignorować.

W najnowszej odsłonie „Na Stykach” połączyłam kobiety, które nigdy nie grały według cudzych zasad. Takie, które zamiast dopasowywać się do schematów, rozbijały je na kawałki i tworzyły coś zupełnie własnego. Lauryn Hill i Paulina Przybysz, Billie Eilish i Janet Jackson, Noga Erez i Zalia, Jorja Smith i Brodka – każda z nich to osobny wszechświat, ale kiedy zderzają się w jednym miejscu, powstaje coś elektryzującego.

Lauryn Hill i Paulina Przybysz: Głosy, które niosą zmianę

Są artyści, którzy nagrywają albumy. I są tacy, którzy nagrywają manifesty. Lauryn Hill zrobiła jedno i drugie. Gdy w 1998 roku wypuszczała The Miseducation of Lauryn Hill, nie miała zamiaru grzecznie podążać za hip-hopowym porządkiem. Wzięła wszystko, co najlepsze z rapu, soulu, R&B i reggae, i stworzyła płytę, która do dziś brzmi jak wezwanie do buntu.

Tak jak Lauryn w USA, tak w Polsce Paulina Przybysz znalazła swój własny sposób na powiedzenie „hej, to ja, to moje miejsce”. Najpierw z Sistars, potem solo – zawsze tam, gdzie granica między R&B, jazzem i elektroniką stawała się płynna. A najważniejsze było to, że nigdy nie zamykała się w muzycznej klatce. W jej twórczości czuć wolność. To nie są dziewczyny, które pytają o zgodę.

Billie Eilish i Janet Jackson: Cisza i kontrola

Billie Eilish udowodniła, że nie trzeba krzyczeć, żeby świat cię usłyszał. Wystarczy jeden oddech, jeden szept, a nagle każdy wstrzymuje swój. Jej When We All Fall Asleep, Where Do We Go? to album, który stworzył nowy język w popie – mroczny, intymny, inny.

Ktoś powie: ale to przecież nic nowego, kobiety w popie zawsze odgrywały rolę. Owszem, ale pytanie brzmi: kto miał nad tym kontrolę? I tu na scenę wchodzi Janet Jackson – ta, która przejęła stery nad swoją karierą w 1986 roku, mówiąc całemu światu Control. Od tamtej pory jej muzyka to nie tylko rytm i melodia – to deklaracja. Bo Janet była pierwszą kobietą w mainstreamie, która powiedziała wprost: „nie będę tylko siostrą Michaela, nie będę tylko ładnym dodatkiem – to jest moja muzyka, moje ciało, moje decyzje”.

I choć Billie i Janet różnią się o całe pokolenia, mają coś wspólnego: obie wiedzą, że w muzyce najważniejsze nie jest to, jak głośno mówisz, ale co masz do powiedzenia.

Noga Erez i Zalia: Pop na własnych zasadach

Są artystki, które tworzą muzykę, żeby było ładnie. I są takie, które używają jej jak broni. Noga Erez zdecydowanie jest w tej drugiej grupie. Izraelska producentka i wokalistka wyciąga z popu to, co najlepsze, ale nie osładza rzeczywistości. Każdy jej bit, każda fraza to konfrontacja – z polityką, społeczeństwem, z tym, co niewygodne.

Z drugiej strony mamy Zalię, która jest jak delikatniejsza wersja tego podejścia. Jej muzyka nie atakuje, ale wciąga, uwodzi. Jest dziewczęca, lekka, a jednocześnie podszyta czymś, co sprawia, że zostaje z tobą dłużej. Może to właśnie jest ta nowa definicja kobiecej siły w muzyce? Nie zawsze trzeba walić pięścią w stół – czasem wystarczy stworzyć świat, do którego ludzie sami będą chcieli wejść.

Jorja Smith i Brodka: Niepokorne dusze

Obie są piękne, obie śpiewają z taką naturalnością, że masz wrażenie, jakby przyszło im to równie łatwo, co oddychanie. Ale nie daj się zwieść – Jorja Smith i Brodka to artystki, które nie lubią iść utartą ścieżką.

Jorja wyrosła na brytyjskiej scenie jako nowa ikona neo-soulu, ale szybko zaczęła wymykać się z tej szufladki. Może zaśpiewać klasyczną balladę (Blue Lights), a potem wejść w brudniejsze rejony elektroniki. Zawsze z tą samą charyzmą.

Brodka? To artystka, która mogła zostać popową księżniczką, ale wolała być kimś więcej. Raz hipnotyzuje eterycznym Clashes, innym razem wbija cię w ziemię industrialnym BRUT. Można ją porównywać do wielu artystek, ale prawda jest taka, że Brodka jest zawsze tylko Brodką.

Kobiety na własnych zasadach

To była audycja o artystkach, które nigdy nie grały tak, jak im kazano. Lauryn, Paulina, Billie, Janet, Noga, Zalia, Jorja, Brodka – każda z nich odcisnęła swój ślad i pokazała, że w muzyce nie chodzi o to, żeby się dopasować.

Bo prawdziwa siła tkwi w tym, żeby być sobą – głośno albo szeptem, w eleganckim garniturze albo w za dużej bluzie, w funku, hip-hopie, popie czy soulu. Bez względu na to, w jakiej formie, jedno jest pewne: te kobiety nigdy nie pytają o zgodę.

Link do playlisty audycji: https://open.spotify.com/playlist/35My0njvhRBbtltMpQCwop?si=22d7e80b0ee14fd4

Udostępnij